wtorek, 17 lutego 2015

Oscar Wilde - Portret Doriana Graya















Autor: Oscar Wilde
Tytuł: Portret Doriana Graya (The picture of Dorian Gray)
Przekład: Maria Feldmanowa
Wyd.: Wydawnictwo W.A.B.
Ilość stron: 304
Data wydania: 2010
Ocena: 10/10



 
Tyle teraz szumu wokół Graya, to ja też sięgnęłam.. ale po tego z wyższej półki. Po ostatnich lekturach niskich lotów trzeba było się "odchamić", a że przypadkowo w ręce wpadł mi taki klasyk.. grzechem byłoby nie skorzystać;)

Żadne życie nie jest zniszczone prócz tego, którego rozwój jest powstrzymywany.

Portret Doriana Graya - książka, którą miałam ochotę przepisać w całości do mojego notesiku z cytatami. Nie żartuję. Dawno nie miałam do czynienia z pozycją, w której co drugie zdanie jest swojego rodzaju pouczeniem, radą, morałem. Ale nie wydumaną mądrością czy prostym sloganem. Tylko taką, która porusza i zmusza do zastanowienia. To niesamowite, że dzieło powstałe w 1890r. jest aktualne do dziś i możemy z niego czerpać inspiracje. 

A o czym opowiada?

Pozornie.. o pięknym chłopcu. Początkowo niewinnym, ufnym i nie do końca świadomym własnych możliwości. Czystość i piękno zewnętrzne są odbiciem jego duszy. Kiedy wraca po latach do rodzinnego domu jest już jego właścicielem. Wszyscy krewni zmarli. Dorian wzbudza zachwyt otoczenia. Malarz Bazyli jest nim tak urzeczony, że młody mężczyzna pozuje mu praktycznie do każdego obrazu. Aż nastąpi ten dzień, kiedy namaluje dzieło swojego życia. Obraz, który całkowicie odmieni losy bohaterów. Najpiękniejszy portret najpiękniejszego mężczyzny. W nim zaklęta jest młodość i uroda. I choć od wieków piękno utożsamiano z dobrocią, to tutaj piękno stanie się zaczątkiem zła. Może nie samo z siebie, może zostanie do tego odpowiednio popchnięte.. zachęcone.. Gdy zobaczy przed sobą ogrom hedonistycznych doświadczeń, które za pomocą urody może uzyskać. Ale do tego potrzebna jest świadomość. A kto nas uświadomi, jak nie przyjaciele?

A sięgając głębiej.. autor dociera w ciemne zakątki ludzkiej natury. Bawi się bohaterem, wykorzystując jego naiwność. Daje mu wszystko, a jednocześnie sprowadza go na złą drogę. Wpędza go w namiętności i używki. Pogrąża go, a mimo to pozwala mu wierzyć, że wszystko jeszcze może się odmienić. Jesteśmy świadkami wewnętrznej walki bohatera, który czasem sam jest zaskoczony gwałtownością i skutkami własnego zachowania. 
W książce odnajdziemy też wątki o sztuce, nieśmiertelności, problemach dobra i zła.

Jako, że posiadam filmowe wydanie Portretu.., to naturalna ciekawość popchnęła mnie do obejrzenia ekranizacji. Niestety decyzja okazała się nietrafiona, tak samo jak wychwalony na okładce film. Może i został zachowany klimat ówczesnej Anglii, może motyw przewodni niewiele różnił się od oryginału... Ale modyfikacje wydarzeń, średnie kreacje bohaterów.. i wiele błędów po drodze.. osłabiły mój entuzjazm i tak jak książka trafia na półkę ulubionych, to film nie jest nawet jej słabym cieniem.

poniedziałek, 2 lutego 2015

Urocza horrorowa paczuszka;)


Jak to miło wrócić wieczorem po długim i nudnym dniu w pracy.. i znaleźć w pokoju paczuszkę;)  a w niej to, co Isil kocha najbardziej czyli horrory hehe tak się cudownie złożyło, że zajęłam drugie miejsce w wyzwaniu "Klasyka horroru" organizowanym przez Luka Rhei. Dziękuję serdecznie za tak miłą niespodziankę, bo żadnego z nich jeszcze nie czytałam:)




A oto moje trofea:

1. James Herbert - Księżyc
2. Gary A. Braunbeck - Miasto trumien
3. Bentley Little - Pociąg upiorów


czwartek, 15 stycznia 2015

Leslie Daniels - Czarny zamek















Autor: Leslie Daniels
Tytuł: Czarny zamek (The black castle)
Przekład: Anna Błażejewska
Wyd.: Phantom Press International
Ilość stron: 224
Data wydania: 1992
Ocena: 2/10


Jeżeli okładka mogłaby mówić.. ta krzyczałaby: NIE CZYTAJ! I mimo, iż wychodzę z założenia, że oprawa graficzna powinna zachęcać i ubarwiać książkę, to jednak dałam jej szansę. Tylko z jednego powodu. A mianowicie jest to gatunek literacki, któremu wybaczam wszystko;) Bo ta tandetna okładka idealnie współgra z treścią, która nie jest wysokich lotów.. a wręcz tego się od niej oczekuje.

Skorzystajmy zatem z literackiego wehikułu czasu i przenieśmy się w ostatnie lata XV-w. do Hiszpanii. W miasteczku na północy kraju postrach budzi Diego de Villanueva - okrutny inkwizytor, którego największą ambicją jest zostanie pogromcą czarownic. Tortury i wymuszanie zeznań sprawiają mu przyjemność. Jednak okazja złapania pierwszej wiedźmy na terenie Hiszpanii wydaje mu się odległa.. dotąd nie zanotowano żadnej działalności czarownic i szanowny inkwizytor boi się, że nigdy nie zostanie sławny.

A co z tytułowym czarnym zamkiem? Twierdza jest własnością Sebastiana de Villanuevy. Brat inkwizytora był żołnierzem i oficjalnie został uznany za zmarłego. Tylko nieliczni wiedzą, że za pomocą magii został przywrócony do życia i teraz grasuje nocami... jako wampir. Jak to się ma do roli Diega? Bynajmniej obu panom nie przeszkadza zaistniała sytuacja, a nawet brat korzysta z pomocy Sebastiana. Karmi go krwią heretyków, a ten wyciąga od nich zeznania. W ramach współpracy pisze również księgę o czarnej magii, która ma pomóc inkwizytorowi w uzyskaniu rozgłosu.

Jest jeszcze kilka ważnych drugoplanowych postaci, jak młody mnich Miquel, dawny żołnierz - Pedro czy właściciel knajpy i donosiciel - Carlos. To od niego wychodzi informacja, która odmieni losy miasteczka. Złapano czarownicę! Ta jednak mimo oczywistej winy, nie przyznaje się do niczego i po wielodniowych torturach zostaje wysłana na stos. Autodafe to najciekawsza i najbardziej emocjonująca rozrywka nie tylko dla Diega, ale dla całej społeczności. Jednak tym razem nie wszystko idzie po myśli inkwizytora. To jego wielka szansa. A tymczasem...

Margarita de Mendoza pomiesza szyki kościelnej straży sumień. Dlaczego poróżni braci i odwróci role w tym religijnym przedstawieniu? Czy Diego dostąpi wreszcie upragnionych zaszczytów? Kim jest Manetti i czemu rości sobie prawa do zamku? Jeżeli was to interesuje, to zapraszam do lektury;) ale zachęcać nie będę, bo naprawdę nie ma do czego..

Autor umieścił w tej historii wiele różnorodnych oraz "strasznych" postaci. Mamy wampiry, okrutnych inkwizytorów, czarownice.. szlachetnych chłopców i piękne dziewczyny, zapijaczonych karczmarzy i lękliwych heretyków. Wszystko jest stereotypowe, nudne i przewidywalne. Mało tego - mamy bohaterów takich jak Kolumb czy Torquemada. Nie wiem czy to miało pomóc czytelnikowi odnaleźć się w odpowiednich czasach, ale zostały wprowadzone w byle jaki sposób i w zasadzie nic do książki nie wnoszą.. Tytuł jest nieadekwatny do całości, bo wątek zamku jest raczej marginalny. Nie potrafię znaleźć pozytywów.. może to, że jest krótka? 

Niestety, ale 2/10.

Przeczytana w ramach:


środa, 7 stycznia 2015

Stephen King - Przebudzenie

W grudniu nie wyrobiłam się w czasie, więc w ciągu najbliższych dni zamieszczę kilka zaległych recek;) Na pierwszy ogień - Przebudzenie.














Autor: Stephen King
Tytuł: Przebudzenie (Revival)
Przekład: Tomasz Wilusz
Wyd.: Prószyński i s-ka
Ilość stron: 536
Data wydania: 2014
Ocena: 9/10



Wyobraźnia mistrza jest jak królik, którego ciągle gonię i dogonić nie mogę. Biegnę przez różne krainy, czasem napotykam kilkakrotnie znajome postacie i miejsca.. a mimo wszystko historia jest inna, nowa i nieprzewidywalna. Wraz z wyjściem Joyland, postanowiłam sobie być na bieżąco, międzyczasie zaliczając starsze powieści. Może w końcu uda mi się uzupełnić kolekcję o wszystkie pozycje Kinga:)

Zaczęło się niewinnie. Jak zazwyczaj, kiedy jesteśmy dziećmi, a nasze podejście do świata jest jeszcze nieco naiwne. Do miasteczka przyjeżdża nowy pastor. Mimo młodego wieku, wzbudza szacunek i powszechną sympatię. Jednak mały Jamie odczuwa coś więcej. Jakąś szczególną więź, nić porozumienia łączącą go z duchownym Jacobsem. A jest to człowiek wyjątkowy. Pomijając umiejętności zjednywania sobie ludzi, Jacobs ma swoją pasję - elektryczność. Dzięki niemu figurka Jezusa chodzi po wodzie, a brat Jamie'go.. odzyskuje głos. Pastor przyciąga ludzi do kościoła, a jego kazania są porywające i dają do myślenia. I żyli sobie wszyscy długo i szczęśliwie, a Bóg miał nad nimi opiekę w postaci Jacobsa.. nie, nie ..to nie ta bajka;)

Kazania, owszem były porywające.. ale ostatnie kazanie wprawiło ludzi w prawdziwe osłupienie. Oto ich cudowny duchowny wygłasza bluźnierczy wywód, obarczając Boga winą za śmierć swoich bliskich. I tak kończy się bajka, a zaczyna rzeczywistość. Jamie dorasta, ale Bóg już mu nie towarzyszy. Hulaszczy tryb życia rockman'a doprowadza, niegdyś grzecznego chłopca, na margines. Uzależniony od heroiny błąka się po targowisku, wpadając przypadkiem na postać z przeszłości. To spotkanie musiało zakończyć się utratą przytomności. Ale w jakiej sytuacji się obudzi? Co zrobi dla niego Jacobs i jak dalej potoczy się ta znajomość? Może to przeznaczenie pchało ich w jedną stronę. Jakaś mroczna misja, która kończy się w zaskakujący sposób. Czym jest przebudzenie i jaki to ma związek z elektrycznością?

Powieść ma swój specyficzny klimat. Nie jest to horror, w którym straszą potwory, lecz groza wypływa z ludzkiego umysłu. Umysłu, pochłoniętego pasją, która doprowadza do szaleństwa. Można tu zacytować samego Kinga: 

"Monsters are real, and ghosts are real too. They live inside us, and sometimes, they win."

Co mi się podobało najbardziej? Oczywiście powolne budowanie napięcia. Otwierasz następny rozdział, jakbyś sięgał po kolejną kostkę czekolady.. i nie przestajesz dopóki się nie skończy. W książce czuć powiew starych mistrzów (m.in. Lovecrafta). Taki ukłon w stronę własnych inspiracji.  Do tego wyczerpujące opisy, może nie do końca potrzebne szczegóły.. ale czyż to właśnie nie składa się na ten King'owy światek, który tak doskonale potrafimy sobie wyobrazić? Według mnie jest to jedna z lepszych pozycji, jakie mistrz popełnił w ostatnim czasie. Oby takich więcej:)

Wyzwanie:
MODERN TERROR


niedziela, 23 listopada 2014

Stephen King - Cujo













Autor: Stephen King
Tytuł: Cujo
Przekład: Jacek Manicki
Wyd.: Prószyński i S-ka
Ilość stron: 416
Data wydania: 2011
Ocena: 6/10



Dawno nie odwiedzałam mrocznych zakątków stanu Maine. A dłuższy czas bez Kinga jakoś tez nie dawał mi spokoju. I mimo, że w sklepach (i na mojej półce;) pojawiło się już Przebudzenie, to postanowiłam sięgnąć po coś starszego. Padło na Cujo. Opowieść o sympatycznym piesku, który morduje ludzi. 

W Castle Rock mieszka sobie szczęśliwa rodzinka Trentonów. Vic i Donna mają synka. Ale od pewnego czasu mają również problemy. Donna ma kochanka, Tad - ... potwora w szafie, a Vic może stracić ważny kontrakt w pracy. I to, że właśnie psuje im się samochód, wydaje się wyjątkowo błahym zdarzeniem. Czemu jednak odmieni ich życie już na zawsze?

Joe Camber jest złotą rączką. Za niewielką sumę naprawia samochody. Jest również pijakiem i zdarza mu się uderzyć żonę. Ale jakie to ma znaczenie, kiedy psuje nam się auto i zależy nam na fachowej robocie. Camberowie mieszkają z dala od miejskiego zgiełku. Trzeba pokonać niezły kawałek drogi, żeby się tam dostać. Na miejscu przywita nas ogromny i niezwykle łagodny bernardyn. Z przyjemnością zabawi nasze dziecko, a nam umili czas czekania na samochód. Sielanka, aż miło. King szczegółowo opisuje nam sytuacje zarówno w domu Camberów, jak i Trentonów. Wprowadza w sekrety obu rodzin i malowniczo przedstawia miejsca, w których toczy się akcja. 

Kiedy tak sobie czytamy i czytamy... mamy wrażenie, że nic złego nie może się zdarzyć. Problemy techniczne jakoś się rozwiążą, na potwora z szafy działają odstraszające wierszyki, a kryzys małżeński z czasem minie. Ale żeby pies mógł w czymś zaszkodzić? Przecież to urocze zwierzę nie skrzywdzi nawet muchy. No dobra, może czasem pogoni jakiegoś zająca, który wtargnął na jego teren. Ale instynkt mordercy odezwie się dopiero po ataku wściekłego nietoperza. Brzmi zabawnie? Dla okolicznych mieszkańców, którzy będą musieli zmierzyć się z 200-funtową bestią nie będzie do śmiechu...

Donna to postać, z którą po pewnym czasie zaczynamy się utożsamiać. Zastanawiamy się, jak my zachowalibyśmy się w danej sytuacji. Co zrobilibyśmy dla swojego dziecka i czy potrafilibyśmy stanąć oko w oko z rozjuszoną bestią, aby uratować rodzinę. Wszystkie problemy schodzą na dalszy plan. Wysuwa się tylko cel: przetrwać! Akcja paradoksalnie biegnie szybko, a jednocześnie się wlecze. Wydaje nam się, że tkwimy w położeniu bez wyjścia, a godziny ulegają wydłużeniu.. Nadchodzi jednak taki moment, kiedy trzeba postawić wszystko na jedną kartę.. tylko czy nie jest już za późno?  Sami sprawdźcie.

A jakie są Wasze wrażenia po przeczytaniu Cujo? Podobała Wam się ekranizacja? A może jeszcze nie mieliście jej w rękach. Jeśli tak, to polecam na chłodne listopadowe wieczory;) Akcja skutecznie rozgrzewa:)



Książka przeczytana w ramach wyzwania KLASYKA HORRORU

niedziela, 19 października 2014

George R.R.Martin - Gra o tron


 










 



Autor: George R.R.Martin
Tytuł: Gra o Tron (A game of thrones)
Przekład: Paweł Kruk
Wyd.: Zysk i S-ka
Ilość stron: 778
Data wydania: 2003
Ocena: 10/10

Minęło już trochę czasu od kiedy przeczytałam "Grę o tron". Długo zastanawiałam się czy jest w ogóle sens pisać taką recenzję. Czyż nie powstało ich już setki, a może nawet tysiące? Praktycznie każdy ma już wyrobioną opinię czy na podstawie książki czy też serialu. A tych drugich jest z pewnością jeszcze więcej. Jest tutaj ktoś, kto nie zna jeszcze fabuły? 

Fenomen Martina jest niezwykły. Cykl powieści "Pieśń Lodu i Ognia" sprzedaje się jak świeże bułeczki. Czemu? Co takiego ma w sobie, że w czasach, kiedy mówimy, że chyba wymyślono już wszystko, a nowości to często odgrzewane kotlety starych opowieści, ta akurat wybiła się ponad przeciętność? Lekkość pióra, ciekawy pomysł, a może talent autora? Nie będę pisać o czym jest książka, nie będę mówić jak potoczyły się losy bohaterów, a już na pewno Wam ich nie przedstawię.
Większość z Was ominęłaby tę część wzrokiem i poszła dalej. Wolę napisać, jakie były moje odczucia w trakcie czytania i co tak naprawdę mnie w niej urzekło.

Powinnam tutaj jednak zaznaczyć, że moje pierwsze spotkanie z Grą było serialowe. Zazwyczaj wymiguję się od oglądania/czytania rzeczy, które są na topie. Mam jakiś wewnętrzny opór przez tym, co uwielbiają wszyscy w danym momencie. A jednak...tym razem uległam fascynacji ze strony innych. I nie żałuję. Serial wciągnął mnie od pierwszego odcinka. Były dni, w których potrafiłam poświęcić kilka długich godzin, oglądając parę odcinków pod rząd. Wchodziłam w intrygi bohaterów, opłakiwałam śmierć moich ulubieńców, śmiałam się, denerwowałam i poddawałam każdym emocjom, jakie przynosiła mi kolejna scena. To było niesamowite. Zżyć się z postaciami, które w zasadzie nie mają ze mną nic wspólnego..

Tak minęły cztery sezony, aż w końcu powiedziałam sobie, że muszę to przeżyć jeszcze raz. Tym razem w swojej wyobraźni. Sięgnęłam po wersję, bez ilustracji serialowych, próbując zwizualizować sobie to po swojemu. Nie było to łatwe, gdyż wygląd postaci nasuwał mi się automatycznie;) cóż.. od tego niestety nie uciekłam. Jako plus mogę tutaj dodać, iż znajomość postaci, dzięki serialowi pomogła mi się potem odnaleźć w książce. Wielość nazw i nazwisk, w innym przypadku przysporzyła by mi trudności, bo naprawdę jest ich tam sporo;)

Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to dość duża objętość książki. 778 stron średniej wielkości czcionką sprawiło, że czytałam ją więcej czasu, niż się spodziewałam. Pozwoliło mi to jednak odpowiednio wejść w wydarzenia, na spokojnie uzupełnić brakujące elementy fabuły, by mieć przed sobą obraz wspaniałej historii -pełnej niepokoju i wrażeń.

Bardzo podobało mi się to, iż ciągle miałam wrażenie, że jestem tam w środku - we wnętrzu rozgrywających się zdarzeń. Książka podzielona jest na rozdziały dotyczące różnych postaci. Przeplatają się ze sobą, tworząc pełnowymiarowy ogląd wydarzeń i miejsc. Szczegółowe, choć lekkie opisy miast, krajobrazów i budynków uzupełniają mapki, znajdujące się na końcu książki. W każdej chwili możemy sprawdzić, gdzie teraz toczy się akcja i jaki to ma wpływ na krainy, umiejscowione obok. 

Ulubiony bohater? Ciężko jednoznacznie się określić. Pokochałam Starków od samego początku, choć po kolei musiałam żegnać ową wykruszającą się familię.. Moją sympatię zdobył też Tyrion, mimo całej antypatii do Lannisterów. To postać bardzo rozbudowana. No właśnie, chyba to też w tej powieści jest urzekające, że nie ma mdłych bohaterów. Tutaj każdy ma swój charakterek i albo go lubimy, albo nienawidzimy. Brak tu bohaterów bez wyrazu, przezroczystych..

Kończąc (bo mogłabym jeszcze długo) napiszę tylko, że według mnie "Gra o tron" to powieść przemyślana w każdym calu, nie umiem się doszukać błędów i za to wielbię Martina, polując na kolejne części.

10/10 nie mogłam inaczej...;)







poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Agata Christie - Zatrute pióro














Autor: Agata Christie
Tytuł: Zatrute pióro (The moving finger)
Przekład: Izabella Kulczycka
Wyd.: Wydawnictwo Dolnośląskie
Ilość stron: 188
Data wydania: 2010
Ocena: 8/10

Do takich autorów jak Christie zawsze warto wracać. Ta wyjątkowa umiejętność pisania o morderstwach bez brutalnych opisów samego zdarzenia, a jednocześnie tak wciągająca i zagadkowa. Trochę jak w starych filmach grozy, gdzie nie widzimy źródła zła, lecz czujemy jego obecność. Lubimy znać i widzieć szczegóły. Mamy wrażenie, że łatwiej nam będzie sobie coś wyobrazić, kiedy ktoś dokładnie nam coś przedstawi. Jednak pisarka chciała od nas czegoś więcej - uruchomić nasze pokłady wyobraźni, byśmy sami uzupełnili jej historie. Może tak jak trzeba, a może bardziej nieudolnie prowadzimy śledztwo przez prawie 200 stron. Pewnie nie raz posądzimy niewłaściwą osobę, udamy się złym tropem i nie złapiemy zabójcy. Ale od czego mamy niezastąpioną panią Marple, która pod koniec powieści udzieli nam kilku wskazówek;)

Jerry Burton doznaje ciężkich obrażeń w wypadku. Aby powrócić do zdrowia i wypocząć, udaje się za radą lekarza, w jakieś spokojne miejsce. Wybór pada na Lymstock, małe miasteczko, w którym pozornie nic się nie dzieje. W podróży towarzyszy mu siostra - Joanna. Wynajmują wspólnie Jałowcowy dworek. Po latach spędzonych w Londynie, pragną rozkoszować się spokojem tego miejsca i nieco zwolnić tempo życia. Czy jednak będzie im to dane?

Okolica wydaje się przyjazna. Sąsiedzi witają ich radośnie. Może są trochę wścibscy, ale to klasyczna cecha małomiasteczkowych społeczności. Zbyt pięknie jak na początek? Więc następuje mała odmiana. Państwo Burton otrzymują list - anonim, pełen wulgarnych słów skierowanych do Joanny. Wzburzone rodzeństwo pali list w kominku. Jednak podczas rutynowej wizyty u lekarza, Jerry zwierza się doktorowi Griffith'owi i dowiaduje się, iż nie jest to pierwszy tego typu list. Po  miasteczku krąży ich wiele, a zawstydzeni mieszkańcy często ukrywają ten fakt przed policją. Do pewnego momentu... aż jedna z szanowanych kobiet w mieście popełnia samobójstwo. Czy popchnęła ją do tego czynu treść listu? Może kobieta coś ukrywała i nie chciała, by to wyszło na jaw. A może to w ogóle nie było samobójstwo?

Pytań jak zwykle jest wiele. Na tych nielicznych stronach, autorka skumulowała tyle informacji, że pod koniec książki znamy już dokładnie każdą z ważniejszych osób w mieście. Nie tylko wiemy jaką mają pozycję i czy są lubiane (albo podejrzane). Christie daje nam obraz psychologiczny postaci. W pościg za autorem anonimów rusza cała "inteligencja" miasta. Próbują rozgryźć na wszelkie sposoby, kto może być na tyle okrutny, by wypisywać plotki i oskarżenia w tak wulgarny sposób. Każdy ma swój typ, ale dopiero panna Marple wywęszy sprawcę...

Znów dałam się wciągnąć w zabawę w detektywa. I nie żałuję. Świetnie się bawiłam, choć sprawcy nie odkryłam:P hehe Królowa rządzi! 8/10